Komentarze: 1
No więc właśnie minął weekend..
Pierwszy weekend września a więc formalnie mój weekend z Antośką... Zgodnie z wyrokiem powinienem przyjść po nią o 10 tej i przywieźć w niedzielę o 11 tej... Ale od poniedziałku mała była ponoć z "dziadkami" nad morzem... zdziwiłem się więc gdy w piątek zadzwoniła K i powiedziała że mogę się jutro spotkać z córką (w sobotę). Zdziwiłem się .. widać że ma adwokatkę i ta doradza zapewne żeby ładnie wyglądało.. tyle, że nie o 10 tej a o 11 tej i nie na weekend a na 2 godziny.
Oczywiście przyjechałem. Poszliśmy w trójkę na plac zabaw... znaczy ja z Antośka K gdzieś z boku poganiając... ale przecież musiałem małej pokazać grzyby :-)
Już na ławce siedzącą K spytałem czy rzeczywiście dziecka na weekend mi nie da i jak się dowiedziałem że nie to ... wykonałem telefon na policję.. Z reguły jadą koło 1,5 godziny więc się chciałem w tym czasie pobawić z małą a potem byśmy sobie porozmawiali...
K zbaraniała.. Sądziła że jeśli już mam te 2 godziny to powinienem ją z wdzięczności po kostkach całować. A ja taki niewdzięczny....
Natychmiast telefon do matki .. jeszcze jak rozmawiałem z Policją.. Panika! Co robić! Jak on śmie .. zamiast być wdzięczny robi awanturę (w słowniku K wezwanie policji to "robienie awantury"). Potem Matka (Pani J.) dzwoni do K. ... po jakimś czasie znowu.. narada wojenna... szok!
Oczywiście za karę postanowiła zabrać małą. Powiedziała "Antosia poczekamy na panów Policjantów w domu! "
Pytam dlaczego? Przecież możemu bawić się dalej! a K. że ona czuje się zagrożona!
Jeszcze minutę temu się nie czóła a teraz sie czuje.. Jak wezwałem policję... Ja rozumiem że jakbym po Ukraińców zadzwonił.. :-) ale po gliniarzy???
i tu zaszła zmiana...
Pewnie by się udało K. gdyby nie Antośka, która kategorycznie odmówiła....
Nie i już - ona chce w piaskownicy!
K. nie robiła akcji w publicznym miejscu pod oknami sąsiadów.
Oczywiście wysłuchać musiałem ze jestem psychiczny itp. (przy dziecku)
Bawiliśmy się 2 godziny z małą przerwą na zupę. Jak odeszliśmy na 50 metrów K. zaczęła oczywiście małą wołać... "Antosia choć tu!!! Chodź tu na chwilę !!! "
"NIE!!!" odkrzyczała Antośka i poszła..
W ogóle zauważyłem że jak A jest ze mną i obok K nas pilnuje to Antośka w ogóle traktuje KA jak powietrze. A woła (juz z bliska) "Antosia chodź wsadzę ci koszulkę do spodenek!. Ja mówię (jestem obok małej) "Ja jej wsadzę ! chodź Myszko!" A:" NIE! JA JEJ WSZADZĘ ! Antosia CHODŻ TU NA CHWILKĘ!!!" Mała leci do mnie.
I tak jest zawsze - K ujada, pluje się , coś ciągle chce a A. w ogóle jakby nie słyszała....
Nie daje mi to wielkiej satysfakcji (małą :-) ) Zapowiada problemy jakie K sama sobie na przyszłość szykuje... Będąc koło nas i próbując się wcinać naraża się sama na olewanie i utratę autorytetu. Niby jej problem ale tez moje dziecko.
A spraw a Antośką mieliśmy duuużo... Malowanie ławki (piaskiem), huśtawki, odwiedziliśmy "nasz zakątek" (ten "daleko" - całe 50 m od piaskownicy) gdzie czekały na nas ślimaki (ulubione zwierzątka Antośki :-) ) , grzyby (znaleźliśmy kilka podgrzybków), owady (Antośkę nauczyłem nie bać się i wszystkie chce do rąk brać - jak ja jak byłem mały), trzepak i inne...
2 godziny minęły .. poczekałem jeszcze trochę na Policję, ale się nie doczekałem... Zadzwoniłem - okazało się że mają przysięgę , został im jeden radiowóz i muszę jeszcze czekać.. Bóg wie jak długo. Powiedziałem więc żeby nie przyjechali - odnotowane mają i jak Sad poprosi o notatki to takie zgłoszenie też pokażą.
Okazało się że w niedzielę tez mogę się spotkać z Antośką.
I oczywiście się spotkałem .. Było już całkiem spokojnie... Ale znowu KA siedziała z boku dla Antośki jakby nieobecna. W pewnym momencie K zawołała ją żeby jej podwinąć rękawki , zmienić czy zdjąć coś..
Antośka się nie kwapiła.. Dopiero jak jej powiedziałem "No leć do mamy niech zrobi co tam chce" Antośka pobiegła...
Dzisiejsze - poniedziałkowe spotkanie przełożyliśmy na środę... Może dotrzyma terminu....
Akcji z Policją dziś w każdym razie nie robię...
AAAA i kurator u mnie był w sobotę .... z godzinę gadaliśmy (przed moją wizytą u dziecka) - bardzo fajny... tylko co z tego....
Ale sporo mi doradził.... Jednocześnie "pocieszył" że takie sprawy się latami wałkują....
A dzieci rosną....
Jeśli sąd przydzieli kuratora to koszt jest 170 zł na jedną wizytę i sąd na ogół zasądza to po połowie na rodziców oboje...
Nie powiem że mnie na to stać ....
Ale jakiś czas wytrzymam. A K.. sama kasy nie ma .. ma sponsora ojczyma, ale czy jemu będzie się chciało ponosić taki koszt?? jeśli tak to kicha
Chyba że kuratora przydzieli sąd w pozwie o egzekucję - wtedy może na koszt Państwa lub wyłącznie K.
(dziwne żebym ja ponosił koszty egzekucji postanowienia sądu RP na kimś)